"Przedszkola dla dzieci nie dla zysku", "Prywatyzacji stop", "Rajcy obradujcie, przedszkoli nie rujnujcie" - to hasła, które towarzyszyły pikietującym we wtorek przed kaliskim ratuszem przeciwnikom przekształceniu miejscowych przedszkoli w  placówki niepubliczne. "Nie zgadzamy się z decyzją władz" - twierdzili w rozmowie z Radiem Centrum.

"Przedszkola prywatne nie są tak dobre, jak się o nich mówi." "My chcemy rozmawiać z władzami miasta na ten temat. Wszystkie dotychczasowe rozmowy tak naprawdę były wymuszone przez nas. Wiemy, że jest kryzys, ale to nie znaczy że mamy zlikwidować praktycznie całą sferę publicznych przedszkoli w Kaliszu. Można przecież małymi krokami zrobić tak z częścią placówek, a później coś pomyśleć. Nie oszukujmy się, w niepublicznych przedszkolach opłata jest dużo droższa i część rodziców nie będzie na nie stać."

"Protestujemy nie tylko po to, aby walczyć o swoje pensje jak to się nagłaśnia w ratuszu. Niepokoi nas to, co się będzie działo z tymi placówkami po dokonanych zmianach. Władze zapewniają nas, że nie wzrosną opłaty i pensje nauczycieli się nie zmienią. To na czym chcą oszczędzać? Chyba tylko i wyłącznie na dzieciach?"

Po wstępnej pikiecie, protestujący weszli do ratusza, gdzie w sali sesyjnej spotkali się z prezydentem miasta.

"Ja rozumiem wszystkich, którzy protestują w tym sensie, że jest to coś nowego" - wyjaśnił obecnym Janusz Pęcherz - "Gdyby te decyzje były głupie, to naprawdę nie podejmowałbym ich. Nie będę się wycofywał dlatego, że zobaczę protest. Nie boję się przyjść do Was protestujących, bo mam argumenty. Jeśli tego nie zrobimy, to dopiero będziemy mieć problem z tymi placówkami. Nie utrzymamy w Kaliszu tylu przedszkoli publicznych."

Protest, w którym wzięło udział ok. 100 -150 osób, trwał niecałe 2 godziny.

Reorganizacja kaliskich przedszkoli planowana jest ze względów ekonomicznych i raczej już przesądzona. Uchwały intencyjne w tej sprawie podjęte mają być na najbliższej sesji (2 lutego).

marciniakrc.fm

Mieszkańcy Stawu, w gminie Szczytniki (powiat kaliski) są odcięci od świata. Wszystko przez zalegający na drodze śnieg, który nie został odgarnięty i nikt nie może wyjechać z domu. Mieszkańcy interweniują w gminie, ale świata jak nie widzieli - tak nie widzą...
"Chodzi o 1,5 km odcinek ulicy Polnej w Stawie, który jest całkowicie nieprzejezdny " - twierdzi jeden z mieszkańców: "Nie ma możliwości dowieźć dzieci do szkoły. Jest problem z zaopatrzeniem. Chodzimy po prostu po polach, tylko pieszo. Pierwszy dzień po feriach i dzieci i nie były w szkole, bo nie było możliwości ich dowieźć. Nie ma przejazdu nawet ciągnikiem rolniczym. Dzwoniłem do Urzędu Gminy, ale pan który odebrał telefon powiedział, że mają 150 km takich dróg do odśnieżenia i dysponują 3 maszynami. Więc musimy czekać cierpliwie. Tylko jak długo?"

Wcześniej mieszkaniec Stawu zaproponował władzom gminy, aby drogę odśnieżyła jedna z lokalnych firm. Jednak ta do godziny 14:00 nie pojawiła się na drodze. Stanisław Marchwacki, zastępca wójta Szczytnik, wyjaśnia, że akcja odśnieżania gminy trwa od samego rana. "Faktycznie mamy problemy na drogach, ale nie da się wszystkiego zrobić od razu. Odśnieżamy w miarę naszych możliwości sprzętowych i finansowych. Ulica Polna w Stawie ma być przejezdna jeszcze dzisiaj, a pozostałe - jeśli nie zdążymy dziś - to jutro, a jeśli nie zdążymy jutro - to pojutrze" - dodaje wicewójt Marchwacki.

Na chwilę obecną gminę Szczytniki odśnieżają 2 samochody strażackie i 2 maszyny, które wypożyczono od prywatnych firm.

marciniakrc.fm

W środę przed Sądem Okręgowym w Kaliszu ruszył proces w sprawie ----> śmiertelnego pobicia 17-latka <---- w Nowych Skalmierzycach, w powiecie ostrowskim. Do zdarzenia doszło 28 czerwca ubiegłego roku na wiadukcie kolejowym. Z opinii biegłych wynika, ze pokrzywdzony chłopak doznał urazu w okolicy splotu słonecznego, który spowodował zatrzymanie akcji serca i jego zgon. Winą za tragedię prokuratura obarczyła trzech młodych mieszkańców Nowych Skalmierzyc, w wieku 17, 19 i 20 lat. Wszyscy w środę przed sądem niewiele mieli do powiedzenia w tej sprawie. Odmówili składania wyjaśnień.

Dawid R.: "Przyznaję się do winy, ale nie chcę składać żadnych wyjaśnień, ani odpowiadać na pytania."
Krzysztof K.: "Tak przyznaję się do winy. Nie będę zeznawać w tej sprawie przed sądem. Nie mogę cofnąć czasu. Codziennie modlę się za duszę poszkodowanego. Jest mi bardzo przykro, żałuję tego co się stało."
Daniel S. "Przyznaję się do winy. Nie będą składać wyjaśnień."

Okazuje się, że to najstarszy z napastników, 20-letni Daniel S. miał mieć zatarg z pokrzywdzonym i zaczął całą bójkę. Tak wynika z wyjaśnień, które odczytał w imieniu oskarżonych - Daniela S. i Dawida R. sędzia Marek Bajger.

Wyjaśnienia złożone przez Daniela S.: "Pierwszy zacząłem iść w kierunku pokrzywdzonego. Wcześniej założyłem na twarz maskę, abym nie został rozpoznanym. Ja uderzyłem go jako pierwszy, biegnąc z wyskoku kopnąłem tego chłopaka w tył pleców. On się odwrócił i uderzył mnie pięścią w twarz. Ja mu oddałem. Jak się szarpałem z nim, zostałem oblany przez dziewczyny, które tam były piwem z puszek. Do chłopaka dobiegł Krzysztof K. Widziałem jak brał zamach, aby go uderzyć, ale samego uderzenia nie widziałam. Później uderzył go pięścią w głowę. Następnie podbiegł znów Dawid R. i kopnął go wyprostowaną nogą w klatkę piersiową, a następnie uderzył pięścią w twarz. Ten chłopak upadł na kolana. Próbował wstać, ale upadł twarzą do asfalt. Jak upadł ją się wystraszyłem. Pozostali również i zaczęliśmy uciekać."

Krzysztof K. w późniejszych zeznaniach twierdził, że próbował pomóc pokrzywdzonemu, odciągając go od bijących chłopaków.

Wyjaśnienia złożone przez Dawida R.: "Daniel S. zaczął biec za chłopakiem. Widziałem jak z wyskoku nogą kopnął go w plecy. Zaczęli uderzać się pięściami. Widziałem z daleka, że Daniel przygrywa i postanowiłem mu pomóc. Nie wiem czy kopnąłem pokrzywdzonego. Daniel znów dobiegł i zaczął go uderzać pięściami w twarz, głowę i klatkę piersiową. Uderzył go kilka razy. Dobiegł Krzysztof K. i również zaczął go uderzać. Bili go razem. Zadawali mu razem ciosy. Tych ciosów było dużo. Może każdy z nich zadał mu z kilkanaście ciosów."

Kiedy pokrzywdzony 17-latek upadł na asfalt, napastnicy uciekli nie udzielając mu pomocy. Później próbowali ustalić wspólną wersję zdarzeń, ale ostatecznie - ze złożonych wyjaśnień wynika, że każdy z nich zrzuca winę na pozostałych. Nikt z oskarżonych nie przyznał się zadania śmiertelnego ciosu. Obecnie przebywają tymczasowo w areszcie. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym grozi im od roku do 10 lat więzienia.

marciniakrc.fm