Ognisko koronawirusa wygasło szczęśliwie w kaliskim DPS-ie, ale emocje wśród załogi placówki nadal są gorące. Przez blisko 2 godziny trwało w środę spotkanie delegacji pracowników z przedstawicielami miejskich władz i kaliskich radnych.
Na spotkaniu, wiceprezydentowi Mateuszowi Podsadnemu, pracownicy DPS-u wręczyli pismo podpisane przez 95 osób z załogi. Jednoznacznie żądają w nim odwołania obecnej szefowej placówki i zapowiadają, że nie ustąpią - a w sytuacji, gdy na stanowisku dyrektora nie nastąpi zmiana, sygnatariusze pisma są gotowi odejść z pracy.

Obecnie dyrektor Szalska przebywa na urlopie, a placówką zawiaduje nadal oddelegowany z kaliskiego MOPS-u Marcin Ferenc, którego władze Kalisza skierowały do DPS-u w szczycie pandemicznego kryzysu, aby ustabilizował sytuację. I to zadanie Marcinowi Ferencowi, który ma doświadczenie w kierowaniu zespołami pracowników - bo z powodzeniem szefował między innymi przez szereg lat GOPS-owi w Gołuchowie - udało się zrealizować. Nie tylko przeorganizował pracę placówki tak, aby zlikwidować ryzyko kolejnych zakażeń, ale też jak podkreślają pracownicy - zmotywował zespół i uspokoił nastroje. W placówce zawrzało ponownie, gdy po kwarantannie wróciła do pracy prawowita szefowa. Wtedy załoga zorganizowała protest i przedstawiła kaliskim władzom swoje żądania.

na fot. od lewej: Mateusz Podsadny / wiceprezydent Kalisza; Marcin Ferenc / p.o dyrektora DPS-u

Jak tłumaczył w rozmowie z radiemCENTRUM wiceprezydent Grzegorz Kulawinek, miasto póki co czeka na efekty prokuratorskiego śledztwa, trwającego w kaliskim DPS-ie. Śledczy sprawdzają, czy nie zostało tu narażone zdrowie i życie pensjonariuszy i załogi. Śledztwo toczy się "w sprawie" i nikomu nie przedstawiono zarzutów. "Dochodzenie może potrwać wiele miesięcy, a my chcemy pracować w spokoju, mając gwarancję, że pracę organizuje szef, który z nami współpracuje i nas nie zastrasza" - mówią radiuCENTRUM pracownicy DPS-u.