Zarabiają i tak sporo, a mimo tego, wciąż chcą więcej. Mowa o żużlowcach, którzy w polskich klubach widzą studnie bez dna. Działacze przyznają, że z roku na rok żądania zawodników idą w górę. Odczuwają to także włodarze Klubu Motorowego, którzy od jakiegoś czasu negocjują już warunki kontraktów na przyszły sezon.

Jak mówi pełniący obowiązki prezesa KM-u Janusz Stefański zawodnicy żądają coraz większych pieniędzy, co w żaden sposób nie jest uzasadnione sytuacją ekonomiczną.

„Uważam, że zawodnicy w tym roku wyraźnie przesadzają. Już w poprzednich latach ta spirala się nakręcała, ale to, co dzieje się obecnie przechodzi już moje wyobrażenia" - nie kryje szef ostrowskiego klubu.

Dla porównania jeszcze 2-3 lata temu lider drużyny zarabiał tyle, ile obecnie chcą zarabiać przeciętni zawodnicy. Nic więc dziwnego, że działaczy przyprawia to o ból głowy.

„Ja sam nie podpiszę wirtualnych kontraktów" - zaznacza Stefański.

Kontrakty muszą mieć uzasadnienie w budżecie. A ten tworzą wpływy z biletów i karnetów oraz od sponsorów. Co ciekawe, znacznie zmienia się proporcja udziału tych wpływów w całym budżecie.

„Chociażby w połowie lat 90 wpływy z biletów stanowiły 50, a nawet 60 procent budżetu. Kiedy 4 lata temu rozpoczynałem pracę w Klubie Motorowym było to na poziomie 30 procent. A obecnie nie stanowi to nawet 20 procent" - tłumaczy prezes KM-u.

kmiecikrc.fm