Byli skazani na porażkę, ale wydawało się, że chociaż nawiążą walkę z liderem - mowa o piłkarzach ręcznych Ostrovii, którzy w sobotni meczu we własnej hali ze Śląskiem Wrocław zostali rozgromieni aż 44:22. Tylko początek spotkania był wyrównany. Ostrovia po rzucie Arkadiusza Galewskiego prowadziła nawet 3:2. Do przerwy Śląsk był już górą aż 21:9. "Nie rozgrzeszam podopiecznych, ale mentalnie oni ten mecz przegrali już w szatni" - powiedział Radiu Centrum trener Witold Rojek, a bramkarz Filip Tarko przyznał, że Ostrovia chciała uniknąć blamażu, ale, niestety, nie udało się.

"Dzieliła nas różnica klasy. Widać było ją zarówno na boisko, ale niestety także przed meczem - w nastawieniu. Tabela też robi swoje. Mój zespół widział, że gra z drużyną, która jest nie do przeskoczenia. We Wrocławiu podjęliśmy walkę, staraliśmy się tam o jak najlepszy wynik, by ostatecznie przegrać różnicą dziewięciu bramek. Nasi chłopcy widzieli bezradność, jaką odczuwaliśmy wobec tak silnego rywala. Trudno, żeby do meczu rewanżowego podeszli w inny sposób, choć absolutnie nie chcę usprawiedliwiać mojej drużyny" - powiedział Radiu Centrum Witold Rojek.

"Wiedzieliśmy, jaką klasę prezentuje zespół Śląska Wrocław. Chcieliśmy wyjść na boisko i powalczyć. Po to przecież się gra, by zwyciężać. Niestesty, Śląsk pokazał nam w tym meczu nasze miejsce w szeregu" - powiedział Radiu Centrum Filip Tarko.

Najwięcej bramek dla Ostrovii rzucili: Galewski 6 i Bielec 5. Szczypiorniści Ostrovii spadli na dziesiąte miejsce w tabeli I ligi i muszą jeszcze wygrać co najmniej jedno, a najlepiej dwa spotkania, by być pewnym utrzymania i uniknięcia baraży.