Wyjątkowi pacjenci w ostrowskich klinikach weterynaryjnych. Do jednej z nich trafiło pisklę czyżyka, które dzielnie walczy o przetrwanie. Wcześniej był tu mały dzięcioł, którego jednak nie dało się uratować. "Takich przypadków wiosną i latem jest nawet kilkanaście w miesiącu"- powiedział Radiu Centrum weterynarz Szymon Bogucki:

"To się robi problem, bo znajdujemy zwierzaki pod progiem kiedy przychodzimy do pracy. Nie wiemy, kto je przyniósł, skąd pochodzą, jaka jest ich historia. Powinniśmy takie zwierzęta przewozić do azyli, a takie są we Wrocławiu i Poznaniu. Bardzo ubolewam, że w Ostrowie nie ma takiego miejsca, gdzie fachowo ktoś by się zajął dzikimi zwierzakami. My mamy zgodę, by objąć je opieką tylko w sytuacjach zagrożenia życia".

Teraz w klinice jest podlotek czyżyka.

"To jest opieka bardzo intensywna i wcale nie prosta. Dzieciątko piszczy co dwie godziny, trzeba je karmić dzień i noc. On jest już bystry, kiedy obok niego przechodzimy to nas zaczepia. Udajemy więc jego mamę, nasza pęseta to dziób mamy i szykujemy specjalne mieszanki"- dodaje Bogucki.

Dzikich zwierząt nie wolno zabierać z ich środowiska, nawet jeśli są ranne. W takim przypadku należy zawiadomić odpowiednie służby, na przykład Straż Miejską.