W nocy z 2 na 3 marca 1976 roku spłonął jedyny w powiecie pleszewskim zajazd zwany "Parzybrodą" w Brzeziu. Na szczęście nikt z nie zginął, chociaż na podkoziołku feralnej, ostatkowej nocy bawiło się kilkadziesiąt par...

Zajazd, jeden z 46 zbudowanych w Wielkopolsce za rządów Edwarda Gierka, był nowy, drewniany i pokryty słomianym dachem. Pewnie dlatego, kiedy pojawił się ogień, nie miał żadnych szans. Zwłaszcza, że na przyjazd straży pożarnej trzeba było trochę poczekać. W latach 70. telefony były rzadkością, strażacy mieli słaby sprzęt, drogi były nieoświetlone. Zawodowa straż pożarna była w Pleszewie przy ul. Słowackiego dopiero od stycznia 1976. I był to tylko jeden pluton – wspomina Jan Woldański - strażak i autor książki o historii straży.

Strażacy, kiedy dotarli, pilnowali, by ogień nie przeniósł się na pobliski las. Podobno mieli też "rzucać koce golasom, którzy wyskakiwali na śnieg z pokojów w zajeździe". Przyczyna wybuchu pożaru pozostała tajemnicą. Mówiono, że to zazdrosny mąż miał podpalić strzechę.

W ciągu roku stanął nowy zajazd, kryty dachówką "U Huberta". Także po nim nie ma już śladu. Opuszczony, popadał w ruinę i... został rozebrany.