Upalne, europejskiej lato sprawia, że i do polskich miast zawitała moda na kwietne łąki. Wyrastają między betonowymi pustyniami, ciesząc bogactwem i kolorystyką kwiatów ze specjalnych, wiosennych wysiewów.

Problem w tym, że na ich efektywność wpływają nawodnienie i nasłonecznienie. Długotrwała susza na pewno nie sprzyja, ale kwiaty w miastach to szansa na rozwój niewidocznego, miejskiego ekosystemu. Przekonuje o tym biolog, dr Grzegorz Wieczorek:

"Pojawienie się kwietnych łąk podnosi bioróżnorodność niewidoczną dla naszych oczu, czyli bioróżnorodność owadów. Liczne gatunki roślin mogą być miejscem żerowania i rozwoju dla gąsienic, motyli. Są też miejscem zbioru nektaru i pyłku przez różne pszczoły - nie tylko te, które znamy, czyli hodowlane, ale też dzikie gatunki tych niezwykle pożytecznych i pracowitych owadów. Łąki kwietne sprzyjają więc wielokulturowości flory i fauny - głównie drobnych bezkręgowców."

na fot.: dr Grzegorz Wieczorek / biolog i ornitolog, nauczyciel III LO w Kaliszu

Bo takie miejsca to w zasadzie część ich łańcucha pokarmowego:

"Bezkręgowce są elementem łańcucha pokarmowego i stanowią pożywienie także dla większych zwierząt, czyli przede wszystkim dla ptaków, jakichś większych ssaków. Należy liczyć na to, że wraz z rozwojem kwietnych łąk pojawi się też więcej ptaków, więcej drobnych ssaków, a przede wszystkim będziemy mieć więcej owadów."

W polskich miastach nastała moda na hodowlę pszczół, a one przecież muszą gdzieś zbierać nektar, pyłek... I do tej pory pszczele ule stawiano przede wszystkim blisko cmentarzy..."

Dlatego łąki, kwietne skwery i "dzikie" tereny stanowią miododajną szansę - na pewno dla pszczół.

Deficyt opadów sprawia jednak, że najbogatsza łąka traci swoje - nie tylko estetyczne - walory.

A w rozwiązaniu dylematu koszenia z pomocą przychodzą niezadowoleni mieszkańcy. I nic dziwnego; widok uschłej zieleni miejskiej - nie tylko kaliszanom - bardziej kojarzy się z jej zaniedbaniem.

Kwietne łąki pojawiły się m.in. w Ostrowie Wielkopolskim i w Kaliszu. Ale wiosenna kampania wśród mieszkańców nie przyczyniła się do zielonego bumu nad Prosną, podobnie jak "zielone" - chyba tylko z nazwy - przystanki autobusowe.