Martyna Wojciechowska była gościem festynu lotniczego w Michałkowie, bo jak sama przyznaje ma słabość do maszyn latających i do ...mundurów pilotów. Właśnie mija 5 lat od chwili, gdy weszła na najwyższy szczyt Ziemi Mount Everest. Za kilka tygodni wyjeżdża kręcić kolejny program z cyklu "Kobieta na krańcu świata", a gdy wróci - dokończy najnowszą książkę. I godzi te wyprawy z byciem mamą 3-letniej Marysi. "Prawda jest taka, że już bez tych wypraw nie potrafiłabym żyć" - powiedziała Radiu Centrum Martyna Wojciechowska:

"Wszystkie te wyprawy, dla mnie i dla moich kolegów, są poważną formą uzależnienia. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Ładnie to brzmi, że jedziemy się sprawdzić, na eksplorację, na odkrywanie czegoś, ale po prostu nie potrafimy już żyć inaczej. Nazywam to syndromem za ciasnego kołnierzyka. Przychodzi taki dzień, kiedy wstaję i po prostu czuję: muszę wyjechać."

W poniedziałek, w Puszczykowie dziennikarka odbierze nagrodę Bursztynowego Motyla imienia Arkadego Fiedlera. Przyznawane od 15 lat wyróżnienie otrzyma za najlepszą książkę podróżniczą 2010 roku.

zeidlerrc.fm