Dziesięciu bezdomnych mimo chłodu mieszka pod chmurką w Ogródku Jordanowskim w Pleszewie. Są to alkoholicy. Zapukają do drzwi przytuliska św. Brata Alberta, kiedy będzie jeszcze zimniej.

Można ich spotkać w Ogródku Jordanowskim przy najdalej wysuniętej ławce. Na razie zasłaniają ich drzewa. Rano, kiedy się obudzą, idą pod markety złapać coś "na wędkę", przed południem starają się nie pić, żeby u siośtr służebniczek dostać miskę zupy i kawałek chleba. Czasem widać ich na murku przy banku, czasem pod figurą w Rynku. Kiedy się najedzą, idą po denaturat i piją, spadają z ławek w Ogródku i śpią na ziemi.

Przez zimę zwykle siedzą w schronisku, ale kiedy jest cieplej wyrywają się na wolność, czyli do picia. Kiedy mróz ściśnie pewnie wrócą, nie wszyscy, bo najstarszy pleszewski bezdomny z gminy Gizałki zginął w wypadku drogowym na Targowej. Reszta zapuka do domku na Piaskowej, ale kierownik Ireneusz Stefaniak zapowiada, że bez detoksu ich nie przyjmie.
"Kiedy mają delirium, wszystko niszczą, chwytają za noże a u nas etatów nie ma i nie ma kto ich pilnować" - mówi.

Na detoks trafiają do szpitala, do końca grudnia miasto za to płaci, co będzie dalej, nie wiadomo, bo czysty pacjent nie chce leżeć przy takim, który nawet pod siebie robi.

Pleszwskie przytulisko zamieszkuje 21 bezdomnych, niektórym udaje się z nałogów wyjść, zdobyć zawód, ale powrót do normalnego świata jest nadal trudny. Pewnie dlatego większość topi smutki w alkoholu.

kuczynskarc.fm