Mieszkańcy kilku wsi w powiecie pleszewskim protestują przeciwko budowie elektrowni wodnej na rzece Prośnie. Obawiają się, że niektóre pola będą zalane lub podtapiane. Ostatnie słowo należy do wójta gminy Gizałki Roberta Łozy, który musi wydać decyzję administracyjną.

Na rozprawę administracyjną do sali w Rudzie Wieczyńskiej (gm. Gizałki), gdzie przewidziano lokalizację elektrowni, przybyli mieszkańcy także położonych po drugiej stronie rzeki wiosek Wieczyna i Łęgu (gm. Czermin). Rolnicy obawiają się, że spiętrzona do wysokości 81,07 m woda, może dotrzeć aż do niektórych domów, nie mówiąc o polach, które na pewno będą zalewane albo podtapiane. I chociaż pełnomocnik inwestora, obecny na rozprawie, przekonywał, że będą odszkodowania lub możliwość dzierżawy lub sprzedaży ziemi w pobliżu elektrowni, nie są oni do inwestycji przekonani.

Za budową elektrowni przemawia pozyskiwanie energii odnawialnej ale też fakt, że podniesie się poziom wody w Prośnie, co zapobiegnie wysychaniu pól w czasie suszy. A poziom piętrzenia wody ma być tak ustawiony, żeby szkód nie było. Robert Łoza powiedział radiu Centrum, że wydając decyzję, musi wziąć pod uwagę przede wszystkim materiał dowodowy i liczyć się z tym, że strona niezadowolona się może odwołać.