Pielęgniarki z kaliskiego szpitala w czwartek przyszły do pracy ubrane na czarno. "Czarny protest" to wyraz niezadowolenia białego personelu. Jednak same zainteresowane nie chcą, aby ich działania nazywać protestem:

"Nie jesteśmy w sporze zbiorowym z panem dyrektorem" - podkreśla w rozmowie z radiemCENTRUM Iwona Buczkowska - przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w kaliskim szpitalu. Pielęgniarki podkreślają, że chodzi jedynie o fakt, iż nie zgadzają się propozycjami finansowymi dyrekcji.

Przed południem odbyło się spotkanie z pracownikami, nie było na nim jednak dyrektora Wojciecha Grzelaka - był na spotkaniu w Narodowym Funduszu Zdrowia w Poznaniu.

"Oczekujemy potraktowania grupy zawodowej pielęgniarek i położnych tak, jak wszystkich pracowników medycznych w tym szpitalu. Tymczasem mamy sztucznie zawyżane płace zasadnicze o tzw. zembalowe, nie włączając tego do podstawy. To oznacza, że podwyżki, które mają dostać pielęgniarki zgodnie z nową ustawą, będą dużo niższe" - tłumaczy Iwona Buczkowska. Jak powiedziały radiuCENTRUM pielęgniarki, ich wynagrodzenia "na rękę" to około 1600 złotych.

Spotkanie z dyrekcją przełożono na przyszły wtorek na godz. 10-tą.
Pielęgniarki nie wykluczają zaostrzenia protestu, te najbardziej zdeterminowane zapowiedziały, że są gotowe złożyć wypowiedzenia z pracy.

W kaliskim szpitalu pracuje 650 pielęgniarek.